Zapiski Pacera

Οἶδα οὐδὲν εἰδώς

Teksty

Po co nam dialog z katolikami?

Po  co nam dialog z katolikami?

W artykule „Wyznanie wiary ateisty” Dariusz Kot pisze: „Czy my, ateiści, nie podchodzilibyśmy z mniejszą furią do dysfunkcji Kościoła, gdybyśmy wzięli pod uwagę, jak słabo idzie nam remontowanie naszej własnej, świeckiej religii?”. W komentarzach wiele osób podważało tezę, jakoby ateizm był religią, tym bardziej wymagającą remontowania.

Przychylam się do opinii, że ateizm nie jest religią. Zarzucanie ateistom, że rezygnacja z wiary religijnej jest niemożliwa, to stary trick, mający zmienić pole dyskusji. Cały artykuł jest poświęcony potrzebie dialogu ateistów z katolikami i nawoływaniu do reformacji. I w kościele, i wśród „wyznawców ateizmu”. Pięknie.

Po co nam dialog?

Oczywiście powstaje pytanie po co ten dialog i czemu ma służyć. Dariusz Kot przytacza kilka artykułów Marka Migalskiego, Jerzego Sosnowskiego i Krzysztofa Biedrzyckiego, w których autorzy ubolewają nad upadkiem poziomu dyskursu demokratycznego, brzydkim językiem antyklerykałów i niezdolnością ateistów do kulturalnego dialogu. W jednym z komentarzy pod artykułem autor odpowiadając ateiście zgłaszającemu brak zainteresowania dialogiem z katolikami napisał: „Właśnie teraz Kongres Katoliczek i Katolików zajmuje się min. propozycjami w zakresie stosunku Kościoła do państwa. Dajmy im szansę, zachęcajmy z szacunkiem, aby coś sami zmienili. Nie ułatwiajmy zadania zwolennikom teokracji…” To chyba dostatecznie odsłania intencje Dariusza Kota. Moralny szantażyk wobec „współwyznawcy w ateizmie”. Jeśli będziemy nienawistni, niechętni wobec kościoła, to wzmocnimy beton kościelny i zwolenników teokracji.

Zdaje mi się, że zastosowanie takiego chwytu, że oto ateizm to także religia, a ateiści powinni kulturalnie dialogować z „otwartymi katolikami”, to kolejny przejaw wojny ideologicznej mającej w tej, czy innej formie zachować uprzywilejowaną pozycję liberalno-katolickiego establishmentu. Ostatnio tak bardzo zagrożonego przez pisowskich „hunów” sprzymierzonych z rydzykowo-kościelnym betonem. Ateizm, występowanie z kościoła, czy apostazja stało się „modne”, no to ciach, my liberałowie, kulturalni i grzeczni ateiści chrońmy resztki sypiącej się instytucji. Po co? Oczywiście, kościół katolicki niesie wartości, jest podporą naszej identyfikacji narodowej, ble, ble, ble… Świetnie rozprawił się z takim nawoływaniem Jan Hartman w felietonie „Nie wolno «dialogować» z Kościołem!”

Te intencje Dariusz Kot odsłania także pisząc: „Niestety, niewierzący stracili panowanie nad sobą, widząc że zamiast systemowej odpowiedzi na – również systemowe – ukrywanie pedofilii polscy biskupi organizują «pucowanie ruiny, w której już nikt normalny nie chciałby mieszkać» (Manuela Gretkowska).” Nie wiem czy Manuela Gretkowska straciła panowanie nad sobą, ale nie wydaje mi się, by obrzydzenie dla systemowego ukrywania gwałcicieli dzieci przez kościół katolicki można było nazywać utratą panowania nad sobą. Samo sformułowanie problemu w ten sposób wydaje mi się bardzo niestosowne i dość seksistowskie.

Autor powołuje się na artykuł Jerzego Sosnowskiego „Przyjaciołom ateistom (ostatnio dość irytującym)”, którego autor także ubolewa nad niekulturalnym językiem i postawą ateistów we współczesnej Polsce ględząc przy tym o pierwszych chrześcijanach, co to przykładnie oddzielali boskie od cesarskiego. Naprawdę wzruszyłem się. Replika Adama Leszczyńskiego w tekście „Do kochanych katolików od «przyjaciela ateisty»” całkowicie obnaża miałkość i zakłamanie Sosnowskiego.

Także przywoływany przez autora Krzysztof Biedrzycki w artykule „Między ciemnogrodem a racjonalną furią” moralizuje, tym razem z pozycji katolika, nie ateisty i przedstawia koncept wartościowego dialogu katolików z ateistami:

Na czym wobec tego miałby polegać dialog? Przecież kompromis nie obejmie zagadnienia istnienia Boga (jak również wszelkich wartości), pozostanie albo–albo. To nie znaczy, że nie należy słuchać; słuchanie może pomóc w zrozumieniu tego, kto myśli, wierzy, przeżywa inaczej niż ja. To poznanie innego, kogoś z odmienną wrażliwością i wyobraźnią. Poznanie nie musi oznaczać zagrożenia, natomiast może prowadzić do przyjrzenia się sobie samemu w swoich emocjach, przekonaniach czy sposobach widzenia świata. Nie musimy się przekonywać do tego, czy Bóg istnieje lub nie istnieje (wiemy, że wszystkie dowody w tej sprawie są słabe i każdemu filozofowie potrafią przeciwstawić kontrdowód), możemy się jednak przejrzeć w światopoglądzie adwersarza i nie Boga, lecz własną wiarę lub niewiarę poddać próbie.

Pomyślałem o tym, że chętnie porozmawiałbym z p. Biedrzyckim, żeby poznać jego sposób myślenia. Wcześniej jednak postawię własne warunki:

  1. Niech kościół, w którym p. Biedrzycki czuje się źle, przestanie chronić gwałcicieli dzieci.
  2. Niech wyda prokuraturze wszystkie dokumenty dotyczące ujawnionych i nie ujawnionych w Kościele Katolickim spraw gwałcenia dzieci i seksualnych innych przestępstw.
  3. Niech zrezygnuje z nauczania religii w szkołach.
  4. Niech zrezygnuje z dotacji państwowych.
  5. Niech odda zrabowane mienie. Działki, nieruchomości i inne.
  6. Niech odda na cele wszystkie nieruchomości, które nie służą celom kultu religijnego.

Wtedy chętnie porozmawiam z otwartymi katolikami – o ile istnieją, czy mój ateizm jest formą kultu objawiającego się humanistycznym liberalizmem, czy to raczej mit anarchicznego nihilizmu. Chętnie poddam się wtedy procesowi poznania „innego, kogoś z odmienną wrażliwością i wyobraźnią”. Posłucham też o emocjach otwartych katolików i ich lękach przed laicyzacją. Zanim to nie nastąpi, niech zajmą się „pucowaniem swojej ruiny”.

Moralne bankructwo kościoła

Innymi słowy, dzisiejszy kłopot kościoła w Polsce, to moralne bankructwo i upadek politycznej i społecznej pozycji, na który sam zapracował. Jest wielkim poznawczym błędem upatrywanie ich źródła w szerzącym się ateizmie i jego religijnym charakterze. Tak zdaje się robić Dariusz Kot, kiedy pisze o  black lives is matter, #metoo, a w Polsce o protestach LGBT+ i „oczywiście” Strajku Kobiet – znów seksizm. Pisze on, że to przejaw kryzysu praw człowieka i stwierdza, że „Humanizm w praktyce okazał się o wiele bardziej wykluczający i krzywdzący, niż wydawało się w roku 1989…” Zostawiając na boku problemy USA, trzeba stwierdzić, że mówienie o tym, że „protesty LGBT+ i «oczywiście» Strajk Kobiet” to kryzys liberalnego humanizmu, który nie chce się poddać reformacji, to spore nadużycie. To są oczywiście problemy polityczne i społeczne wywołane służalczością klasy politycznej po 1989 roku wobec kleru katolickiego. Każdy, kto umie czytać i trochę myśleć, może to dostrzec.

Ateizm to religia?

Co do samego ateizmu. Pozornie tekst Dariusza Kota jest o ateizmie. W istocie to pamflet zamazujący prawdziwe problemy kościoła i próba zrzucenia na ateistów odpowiedzialności na kłopoty kościoła. Zabawna jest przy tym próba postawienia znaku równości między ateizmem a „liberalnym humanizmem”. Pod tą nazwą autor rozumie po prostu współczesny neoliberalizm, który postrzegam jako ideologię współczesnych klas posiadających pozwalającą im na panowanie nad ludźmi pracy i warstwami uprzywilejowanymi w krajach peryferiów współczesnego świata, w tym Polski.

O ile zgodzę się z autorem, że neoliberalizm w niektórych formach przypomina wiarę religijną – wystarczy przeczytać niektóre artykuły Leszka Balcerowicza – to jednak utożsamianie ateizmu z neoliberalną ideologią jest zbędne i szkodliwe i poznawczo jałowe. Wystarczy przyjrzeć się Komunie Paryskiej, działaniom anarchistów podczas hiszpańskiej wojny domowej, by zobaczyć, że ateizm i antyklerykalizm mają rozmaite oblicza polityczne. Także współcześnie, w Polsce istnieje prężny, antyklerykalny i swej istocie ateistyczny nurt lewicy jawnie odrzucający neoliberalizm. A w warstwie światopoglądowej, to po prostu przekonanie o tym, że twierdzenie o świecie wymaga dowodu. Najlepiej naukowego. Tylko tyle i aż tyle.

Nie dająca się unieważnić kwestia metafizyczna

Naturalnie pozostaje jeszcze nie dająca się unieważnić wątpliwość metafizyczna. Te wszystkie pytania o istotę świata, o jego rzeczywistość, skąd wiemy, że istniejemy, że świat istnieje. No cóż… Nie jesteśmy bezradni. Możemy rozmyślać. Pomoże nam w tym na pewno Husserl i jego chrześcijańscy epigoni: Bergson i Ricoeur. Na pewno także Marks, Kierkegaard, Heidegger. Jestem chętny do tego dialogu z otwartymi katolikami. Jak tylko przestaną pierniczyć, że należą im się miliardy z budżetu państwa, bo dziedzictwo chrześcijańskiej Europy itepe.

***

Na zdjęciu: Nowomianowani kapelani Wojska Polskiego. Symbol problemu trawiącego nasze państwo i społeczeństwo. 

<< Wróć do poprzedniej strony