Wspomnienia z Oceanii niezwykły film Planete+

W telewizji Planete Plus obejrzeć można trzyczęściowy dokument pt. „Wspomnienia z Oceanii”. Seria powstała z zapisu podróży na Wyspy Triobrianda (zwane przez ich mieszkańców Kiriwina), do Australii i Nowej Gwinei, jakie odbyli w latach 50. i 60. ubiegłego wieku Betty i Jacques Villeminotowie.

Ich celem było badanie ostatnich pierwotnych kultur jakie jeszcze istniały w tamtym czasie. Film składa się z archiwalnych materiałów filmowych powstałych podczas podróży i współczesnych komentarzy dwojga podróżników.

Pierwsza część poświęcona jest społeczności Wysp Trobrianda, archipelagu u północno-wschodnich wybrzeży Nowej Gwinei. Jak wiadomo na początku XX wieku wśród ludu Kiriwinów mieszkał i prowadził badania Bronisław Malinowski, który dokładnie opisał ich obyczaje i wierzenia. Dzięki temu Trobriandczycy to jeden z najlepiej poznanych ludów pierwotnych.

Bronisław Malinowski wśród Kiriwinów

Bronisław Malinowski na Kiriwinie w 1918 r.
Zdj. www.wikipedia.org

Betty i Jacques Villeminotowie mogli tym samym zaobserwować zmiany jakie zaszły w ciągu ponad czterdziestu lat, które minęły od czasu pobytu tam naszego rodaka. Na początku, tuż po przyjeździe pokazują Trobrianczykom książkę Malinowskiego. Niektórzy poznają na fotografiach swych krewnych sprzed lat.

Okazuje się, że życie Kiriwinów od czasów pobytu Bronisława Malinowskiego, niewiele się zmieniło. Uprawiają swe ogrody, wierzą w duchy przodków, kultywują zwyczaje i pielęgnują więzi rodzinne.

Kiriwinowie flirują

Młodzi mieszkańcy Nowej Gwinei dużo czasu spędzali na flirtach.
Kadr z filmu. Zdj. www.planeteplus.pl

Uważają białych za barbarzyńców. Kiedy zdziwiona Betty pyta dlaczego, słyszy, że opowiadano im, że Amerykanie podczas ostatniej wojny zabili bardzo wielu ludzi. Dla nich to niepojęte.

Kolejna część opowiada o podróży do wnętrza Australii. Ostatni Aborygeni nie witają francuskiego małżeństwa życzliwie. Pierwsza kwestia jaką słyszą przetłumaczona jest jako: spadaj. Dopiero ciekawskie dzieci przychodzące do obozu badaczy, przełamują lody. Rdzenni Australijczycy zaakceptowali ich i pozwolili filmować swe codzienne życie i obrzędy.

Ich życie wbrew pozorom nie jest nędzne. Żyją na pustyni, ale na znalezienie pożywienia nie przeznaczają więcej czasu niż cztery godziny dziennie. Resztę czasu przeznaczają na... rozmyślania o świecie, przodkach i o tym co dobre i złe.

Ostatni film poświęcony jest jednemu z plemion Nowej Gwinei. Także tu życie codzienne przesiąknięte jest niewidzialnym światem magii tak realnym dla tego społeczeństwa jak świat widzialny. Zdradzona żona popełnia samobójstwo nie z rozpaczy, tylko po to, by jako zmarła prześladować niewiernego męża

Takich ciekawostek jest w filmie więcej. Ale nie tylko na tym polega jego wartość. Niesie podszyte żalem przesłanie, by szanować innych, niezależnie od ich kultury. Taki relatywizm kulturowy głosił w sformułowanych przez siebie zasadach badania innych kultur właśnie Bronisław Malinowski.

Autorzy filmu kilkukrotnie ubolewają nad nad nieuniknionym niszczeniem pierwotnych kultur, które obserwowali przed laty. Ten właśnie żal jest wyczuwalny. Pobrzmiewa w tym echo Oświeceniowych koncepcji szlachetnego dzikusa.

Porzuciwszy te naiwne wyobrażenie nieobce przecież także i Bronisławowi Malinowskiemu, który widział w Wyspach Trobriandzkich raj, musimy przyznać, że rozpad więzi społecznych w tych wspólnotach budzić musi głęboki smutek, który najpiękniej opisał Claude Lévi-Strauss.

Jacques Villeminot w Australii

Jacques Vil­le­mi­not nagrywa pie­śni obrzę­dowe Abo­ry­ge­nów.
Kadr z filmu www.planeteplus.pl

Zachodnia cywilizacja zniszczyła system społecznych więzi Triobriandczyków. Wyrzuciła australijskich Aborygenów z ich środowiska, zabrała im dzieci, a teraz demoralizuje pieniędzmi sprowadzając pustkę w ich życie, cukrzycę i alkoholizm. Wszędzie misjonarze i władze „cywilizują dzikich”. Skutkami tej presji jest niszczenie dawnej kultury, ale i brak integracji z nowoczesnym społeczeństwem.

Na pocieszenie — jeśli można tak powiedzieć — można zauważyć, że to nieuniknione. Przy zderzeniu odmiennych kultur zawsze ta technicznie mniej rozwinięta musi ulec. Tak zawsze było w historii i prehistorii. To, co fascynujące w naszych czasach, że dzięki pracy antropologów i etnografów możemy zapisać ślady ostatnich ginących kultur.

Jak trudno przyjąć postulaty Malinowskiego, by bezstronnie obserwować innych, nie kierując własnym systemem wartości, świadczy historia opowiedziana przez Betty Villeminot w części poświęconej plemieniu zNowej Gwinei. Ubolewa ona, że misjonarze nawrócili Papuasów na Chrześcijaństwo powodując zagładę ich wierzeń zauważa, że wiara w Chrystusa dość skutecznie rozprzestrzeniła się tu. Jeden z poznanych przez nią, białych mieszkańców Nowej Gwinei zinterpretował ten fakt przywołując obrzęd ofiarowania pańskiego. Powiedział, że do wyobraźni Papuasów ten obrzęd trafił łatwo, po jeszcze niedawno żywili się ludzkim mięsem i pomysł, by spożywać ciało Chrystusa wydał im się naturalny iatrakcyjny. Betty uśmiechając się stwierdziła, że autor tego spostrzeżenia jest złym chrześcijaninem.

Myślę sobie, że może jest złym chrześcijaninem, ale na pewno ma trzeźwy osąd rzeczywistość, nie obciążony perspektywą własnej kultury.

Obraz bez opisu

O dzisiejszym życiu Kiriwinów mówi ciekawie Jerzy Domaradzki w wywiadzie jakiego udzielił Wysokim Obcasom (1 października 2007 r.).

Warto także — jak sądzę — przeczytać artykuł pt. „Obyczaje seksualne Trobriandczyków według Malinowskiego” napisanego przez Artura Podgórskiego, a opublikowany w „Polityce”, w 2010 r.