Ta krótka recenzja „Zwierciadła”, filmu Andrieja Tarkowskiego w zasadzie mówi wszystko. Nie jest może bardzo wysublimowana, ale zgadzam się z nią całkowicie. Jeśli coś mogę do niej dodać, to tylko własne uzasadnienie, dlaczego uważam, ten obraz za „kompletny” oraz absolutnie genialny.
Pierwszy raz zobaczyłem go w telewizji gdzieś około roku 1980. Jako niespełna dwudziestoletni młodzieniec nie rozumiałem z pewnością zasadniczego tematu filmu związanego z — nazwijmy to po imieniu — kryzysem wieku średniego.
To co na mnie zrobiło piorunujące wrażenie, to strona wizualna tego dzieła. Miałem odczucie, że oglądam swe własne wspomnienia przeniesione na ekran. Naturalnie nie chodziło o treść, tylko o nastrój, kolor, tempo i to wszystko co składa się na wyobrażenie o scenach z własnej przeszłości. To jedna ze scen, która wywołała we mnie to wrażenie.
Potem, przez wiele lat nie miałem okazji widzieć tego filmu. Aż wreszcie, gdzieś około roku 2002 w telewizji Ale Kino, zapowiedzieli cały przegląd twórczości Tarkowskiego. Nastawiłem nagrywanie i zasiadłem przejęty na kanapie. I nagle zdjął mnie strach. A co jeśli film okaże się nieciekawy, jeśli mnie nie obejdzie? Jak będę żył? Przez ponad dwadzieścia lat nosiłem wspomnienie cudownego, metafizycznej natury przeżycia, które teraz okaże się iluzją... Ciężko było.
Ale co tam. Trzeba stawić czoła rzeczywistości. Zasiadłem i oglądam. I co? Absolutnie genialne! Tym razem pojąłem także — jak sądzę — pełniej wiele znaczeń historii opowiedzianej przez Tarkowskiego.
Użyte przez autora wspomnianej wyżej recenzji słowo „kompletny” opisujące ten obraz jest naprawdę trafne. Tarkowskiemu udało się stworzyć pełną wizję wewnętrznego świata bohatera w sposób doskonale przekonywujący. Przynajmniej mnie przekonuje całkowicie.
Film w wersji oryginalnej, z angielskimi napisami jest do obejrzenia na youtubowym kanale Mosfilmu.
Ponieważ z pasją opowiadam o tym obrazie, kiedy tylko ktoś chce słuchać, zdarzyło się, że moi znajomi zechcieli go obejrzeć. Oddając kasetę zmieszani powiedzieli: Ale o co chodzi? No cóż... Nie umiałem wyjaśnić.
Powiem tylko na koniec, że Roman Gutek, co najmniej w dwóch wywiadach prasowych powiedział, że jest to dla niego absolutnie najważniejszy film.
Dodał także, że płyta DVD z tym filmem to jedyna, której nikomu nigdy nie pożyczy. Hm... rozumiem go.